Grzegorz Skrzypczak – prezes zarządu ElektroEko Organizacja Odzysku Sprzętu Elektrycznego i Elektronicznego SA
Branża zużytego sprzętu elektrycznego i elektronicznego (ZSEE) to miejsce, gdzie ekologia spotyka się z ekonomią w codziennej praktyce. Tu nie ma miejsca na teorię oderwaną od realiów rynku. Od początku swojej kariery jestem związany z biznesem, a od blisko 20 lat także z gospodarowaniem elektroodpadami, stojąc na czele ElektroEko. W tym czasie obserwowałem, jak szybko zmieniają się warunki regulacyjne, modele finansowania i oczekiwania wprowadzających sprzęt na rynek.
Jedno się nie zmienia – sukces wymaga realnej współpracy wszystkich uczestników systemu. Zaproszenie redakcji „InfoMarketu” do cyklu felietonów przyjąłem z przekonaniem, że dziś – bardziej niż kiedykolwiek – potrzebna jest rzeczowa rozmowa o faktach, wyzwaniach i odpowiedzialności za system. Postaram się pisać krótko i konkretnie, dzieląc się z Państwem doświadczeniem, które pochodzi z praktyki codziennego zarządzania ElektroEko – największą organizacją odzysku sprzętu elektrycznego i elektronicznego w Polsce.
Zakłady przetwarzania zużytego sprzętu w Polsce mają dziś potencjał znacznie przekraczający 1 milion ton rocznie, chociaż realne obowiązki dotyczące wszystkich urządzeń elektrycznych i elektronicznych są na poziomie ok. 400 000 ton. Ta różnica to nie pusty bufor, ale niebezpiecznie rosnące koszty amortyzacji niewykorzystanych linii oraz drożejąca energia i praca. Niestety, kosztów tych na pewno nie pokryją spadające obowiązki wprowadzających, wywołane zmniejszającą się sprzedażą nowych urządzeń.
To oznacza, że nie wszystkie zakłady znajdą dostateczną liczbę zleceń, aby rentownie funkcjonować. W mojej ocenie realną perspektywę przetrwania ma tylko 10 – 12 zakładów przetwarzania w Polsce. Pozostałe czekają konsolidacja, partnerstwa strategiczne lub zakończenie działalności. Ta transformacja nie będzie korzystna dla wszystkich – niektórzy uczestnicy rynku nieuchronnie stracą. Co więcej: każda tona, której brakuje do pełnego obciążenia linii, zwiększa ryzyko stosowania nieuczciwych praktyk – zaniżania cen, generowania fikcyjnych potwierdzeń czy przesuwania odpowiedzialności finansowej na kolejne ogniwa systemu.
Najbardziej wrażliwym miejscem staje się kapitałowe powiązanie zakładów przetwarzania z organizacjami odzysku. Taki układ zaciemnia transparentność systemu i jest szczególnie groźny dla wprowadzających sprzęt. Zakład przetwarzania ustala stawkę, wystawia fakturę organizacji odzysku, która jest zatwierdzana przez ludzi z tej samej grupy kapitałowej.
Wprowadzający, który finansuje system, nie ma żadnej realnej kontroli ani nad wysokością kosztów, ani nad rzeczywistą realizacją obowiązków zbiórki. Taka sytuacja w czasie będzie się tylko pogłębiać i narażać wprowadzających na bardzo wysokie koszty. Stanowi też duże zagrożenie dla tych zakładów przetwarzania, które zainwestowały w nowoczesne linie technologiczne, ale nie były tak „chytre”, żeby utworzyć organizację odzysku, którą – notabene – powinni tworzyć wprowadzający lub ich stowarzyszenia.
Uważam, że w związku z tym pilne są trzy działania. Po pierwsze, całkowite rozdzielenie właścicielskie zakładów przetwarzania od organizacji odzysku. Kto przetwarza odpady, nie może jednocześnie kontrolować organizacji, która te usługi kupuje. Po drugie, obowiązkowe zewnętrzne audytowanie każdej tony sprzętu przekazywanej do przetwarzania, aby wyeliminować ryzyko raportowania fikcyjnych mas. Po trzecie, transparentność działań i finansów, aby producenci wiedzieli, za co faktycznie płacą, i mogli odpowiedzialnie zarządzać swoim ryzykiem, kontrolując zakłady przetwarzania. Skoro ponoszą koszty związane z rozszerzoną odpowiedzialnością, powinni mieć również możliwość rozszerzonego nadzoru.
Prognoza jest jednoznaczna: dziś nadpodaż mocy zwiększa presję kosztową na zakłady przetwarzania, a w ciągu dwóch, trzech lat stanie się ciężarem trudnym do udźwignięcia dla całego systemu. Najbardziej niebezpieczny wydaje się dumping, który może być zaproszeniem do stosowania nieuczciwych praktyk związanych z kreowaniem dokumentów potwierdzających recykling, a nie faktyczne jego realizowanie.
Od lat domagamy się przejrzystości oraz rzetelnego rozliczania mas i kosztów. Jeśli wprowadzający nie będą mogli formalnie weryfikować przedstawianych im danych, być może fałszowanych i koloryzowanych przez niektórych uczestników rynku, cały system, tak mozolnie budowany przez lata, stanie się niewiarygodny. Wtedy opłata produktowa będzie trudnym do uniknięcia kosztem działalności.
Trzeba dokładnie zdefiniować role wszystkich uczestników rynku, uporządkować przepływy finansowe i dokumentacyjne, zweryfikować rzeczywiste zebrane tony zużytego sprzętu i wprowadzić nie tylko odpowiedzialność, ale i możliwość kontroli tam, gdzie powinna być od początku. A ci, którzy finansują ten system, czyli wprowadzający, muszą mieć narzędzia do kontroli wykorzystania wydanych przez nich środków.
© 2025 InfoMarket